Rodzice są pierwszymi wychowawcami dziecka, są tymi, którzy mają na nie największy wpływ. Nasze zadanie jest złożone, czasochłonne i trudne, a do tego sami musimy opracować narzędzia, które można wykorzystać w jak najlepszy sposób!

Jak wiadomo, pedagogika Montessori przywiązuje dużą wagę do przygotowania dorosłych. Ktokolwiek chce towarzyszyć dziecku i wspierać go w jego rozwoju, musi przede wszystkim pracować nad sobą, aż do dokonania prawdziwej przemiany intelektualnej, emocjonalnej, a przede wszystkim duchowej .

Dziecko jest głównym architektem własnej konstrukcji psychofizycznej, rozwijającej się dzięki interakcjom z otoczeniem, ale jak przypomina Maria Montessori, środowisko jest także częścią osoby dorosłej: dorosły musi się otworzyć na potrzeby dziecka i pozwolić być niezależnym, nie może być dla dziecka przeszkodą i zastępować go w czynnościach, w których się doskonali.

Dziecko potrzebuje rosnąć swobodnie, jego dusza musi się rozwijać, a jeśli dorosły nie uświadomi sobie swoich potrzeb i swojego potencjału, ryzykuje stwarzanie przeszkód, które tylko złoszczą dziecko, prowadząc je do poczucia frustracji i niesprawiedliwości przejawiających się w gniewie i niezadowoleniu. Pojawią się wtedy różne trudności: lęki i hamująca nieśmiałość, bezsenność, marudzenie, płacz bez wyraźnej przyczyny, kłamstwa. Wszystkie środki, za pomocą których dziecko nieświadomie próbuje uwolnić swego ducha od poczucia przymusu i ucisku.

Tak więc dochodzimy do centralnego punktu refleksji: aby kogoś wyedukować, trzeba przede wszystkim wyedukować siebie‼️‼️

Punktem wyjścia musi być zatem rodzaj samokontroli. Jak patrzymy na dziecko? Jakie cechy mu przypisujemy? I jakie stereotypy go dotyczą?

To, co myślimy o dziecku, nieuchronnie wpływa i określa:

  • sposób, w jaki się do niego odnosimy,
  • możliwości samodzielności i eksperymentów, jakie mu oferujemy,
  • ograniczenia, które na nie nakładamy.

Dlatego fundamentalne jest spojrzenie w głąb siebie, odkrycie i refleksja nad stereotypami kulturowymi, które nieświadomie przyswoiliśmy i które zakorzeniły się w nas. Pozornie nieszkodliwe, ale potencjalnie bardzo szkodliwe dla relacji edukacyjnych oraz autonomicznego i swobodnego rozwoju dziecka.

Dorosły, mówi nam Maria Montessori, musi najpierw przyjąć i szanować podstawową zasadę, zgodnie z którą to nie on tworzy i rozwija umysł dziecka, jego wolę i osobowość. Dorosły nie może wpływać na duchowe i tajemnicze siły działające w dziecku (duch absorbujący) ani przenikać jego wnętrza. Dorosły musi zrozumieć, że nie może (i nie powinien próbować) zastąpić dziecka, ale musi szanować naturalne prawa rozwoju dziecka i działać raczej na środowisku, w którym rozwija się twórcza energia dziecka.

Nie jesteśmy tymi, którzy uczą dziecko chodzenia, mówienia, myślenia, ale to ono, kawałek po kawałku, buduje swój umysł i zdolności. Dlatego nie jesteśmy budowniczymi, ale pomocnikami tego procesu, silnym, ale dyskretnym wsparciem, odpowiedzialnym w takim stopniu, że dajemy dziecku możliwość korzystania przez nie z odpowiedniego, bezpiecznego i stymulującego środowiska!

Maria Montessori uznaje, że nie jest łatwo nakłonić dorosłego do stałej postawy bierności wobec dziecka. Konieczne jest również, aby dorosły próbował zdobyć wiedzę na temat dziecięcych potrzeb. Konieczna jest samorefleksja nad własnym życiem. Dorosły musi być w stanie nie stać się przeszkodą w rozwoju dziecka. Wiedza o tym, co musimy zrobić jest fundamentalna i trudna, ale zrozumienie, jakich stereotypów i jakich uprzedzeń musimy się wyrzec jest konieczna, aby uczynić nas zdolnymi do edukacji dziecka.

Jak wyjaśnia Montessori, dorosły musi przeprowadzić trzy podstawowe przemiany:

  • intelektualną i edukacyjną- musi mieć odpowiednią wiedzę na temat cech i możliwości rozwoju psychofizycznego dziecka oraz potrzeb rozwojowych, które pojawiają się z czasem;
  • techniczną- musi znać odpowiednie materiały, aby zaspokoić potrzeby rozwojowe dziecka, umieć je właściwie przedstawiać, a przede wszystkim umieć je obserwować ;
  • duchową i emocjonalną- prawdopodobnie najbardziej złożony i najważniejszy: wymaga zmiany sposobu nawiązywania kontaktu z dzieckiem oraz (bardziej ogólnie) życia i relacji.

Praca nad sobą duchowo i emocjonalnie jest niezbędna, aby dorosły mógł nauczyć się:


?mieć wiarę w dziecko, w jego zdolności, a przede wszystkim w jego dobroć. Maria Montessori mówiła, że ​​nie ma złych dzieci: dziecko, które nieodpowiednio się zachowuje, robi to, ponieważ napotkało przeszkody w swoim rozwoju i używa tego zachowania, uciekając przed konsekwencjami. Jest to zatem sygnał, prośba o pomoc, że wrażliwość osoby dorosłej musi być gotowa do wykorzystania!


?mieć cierpliwość – każde dziecko ma swój czas i swoje własne tempo i próbując cokolwiek przyspieszać mało prawdopodobne, że dziecku pomożemy a w rzeczywistości możemy zaszkodzić.. Dorosły musi zatem zrozumieć, zaakceptować i utrzymać rytm swojego dziecka.


?być wytrwałym – zadanie rodzica i, bardziej ogólnie, dorosłego, jest najbardziej złożone ze wszystkich: frustracje, trudności i wątpliwości będą na porządku dziennym, ale jeśli ktoś naprawdę chce być wsparciem i pomocą dla dziecka, jego podstawowym narzędziem musi stać się wytrwałość. Nie poddawaj się, gdy coś pójdzie nie tak lub gdy wyniki wydają się nie pojawiać. Jeśli będziemy odpowiednio je wspierać, to dziecko zadziwi nas, gdy najmniej się tego spodziewamy!


?być pokornym- Montessori pisała, że pokora może być uważana za największą zaletę wychowawcy do dorosłości. Bycie pokornym oznacza zdolność zajmowania drugiego miejsca, uznania centralnej pozycji dziecka w jego zdeterminowanych możliwościach rozwojowych, a zatem porzucenia wszelkich uprzedzeń dotyczących dziecka, które zmuszają nas do ciągłej interwencji, wyręczania go, a tym samym utrudniania rozwoju i samodzielności.


?rozpoznawać emocje i zarządzać nimi- co jest warunkiem koniecznym do wspierania dziecka w robieniu tego samego!

Oczywiście jest to długa podróż, transformacja, która może potrwać lata. Lata, w których wiele razy będzie trudno, pojawią się wątpliwości, popełnimy wiele błędów. Ale jak wiemy i jak stwierdza sama Montessori, “pan Błąd” jest przyjacielem, rzeczywistością, którą należy rozpoznać i z której możemy jedynie skorzystać na drodze rozwoju.

Nie wahaj się więc poddawać w wątpliwość, badać siebie, zadawać pytania, próbować zrozumieć, jakie Twoje cechy powinny lepiej pracować na poprawę więzi i relacji z dzieckiem.

I rozpocznij swoją osobistą przemianę!